„Małe” spóźnienie, czyli książka miesiąca stycznia.

Nie mam zamiaru pisać recenzji książek – przynajmniej na razie, a debiutem „recenzyjnym” nie będzie na pewno „spóźniona książka miesiąca stycznia”. Aktualnie zachwycam się fotogenicznością jednej ze ścian w moim poznańskim pokoiku i odstresowuje się przed nowym semestrem na studiach.

„Małomówny i rodzina”

Pierwszy raz po książki Małgorzaty Musierowicz sięgnęłam w szkole podstawowej, jakoś w piątej (albo szóstej?) klasie. Właśnie wtedy narodziła się moja miłość do czytania. Byłam częstym gościem biblioteki szkolnej, którą znałam bardzo dobrze. Mniej więcej w tym samym czasie narodziło się we mnie marzenie posiadania własnej biblioteczki, zaczynałam od małej półki…

Jednak dopiero nie dawno postanowiłam uzupełnić moje (teraz już dość pokaźne) zbiory, o książki z serii „Jeżycjada”. Po części zainspirowała mnie do tego przeprowadzka na studia do Poznania.

Rozpoczynam poznawanie serii na nowo.

Książka „Małomówny i rodzina” uznawana jest za Tom 0. „Jeżycjady” i jako jedynej akcja rozgrywa się w fikcyjnej miejscowości. Książka po raz pierwszy została wydana w 1975 roku, jako debiut autorki i znane są jej dwie wersje. Ja teraz miałam przyjemność czytać „poprawioną” przez Musierowicz (jeśli się nie mylę) ok. roku 1990. Planuję w najbliższym czasie dotrzeć do pierwszej wersji książki. Sama Musierowicz na początku „Małomównego i rodziny” stwierdza, że poprawiając tę historię, w zasadzie napisała ją na nowo.

Może małe zestawienie? Jestem ciekawa czym dokładnie różnią się obie wersje.

Czyta się tak bardzo przyjemnie. Tyle pozytywnej energii w tych 184 stronach, no ten kurczak…

„Rodzina to podstawa narodu – Kochajmy się!”

 

 

 

 

 

Dlaczego stycznia i dlaczego spóźnione? Bo przeczytano w styczniu, a spóźnione bo mamy już końcówkę lutego.

 

 

 

Nie sprzedawajmy…

„Ludzie – nie sprzedawajcie swych marzeń
Nie wiadomo co się jeszcze wydarzy
W waszych snach
Może taka mała chwila zadumy
Sprawi, że te marzenia pofruną
Jeszcze raz
Jeszcze raz”

EKT Gdynia – Ludzie nie sprzedawajcie swych marzeń.

 

Mała szanta na rozluźnienie atmosfery i przełamanie lodów po trzech (?) tygodniach mimowolnej ciszy.

Nie sprzedawajmy swych marzeń! Cokolwiek to znaczy…

Ostatnio targa mną tak wiele emocji. Nie wiem jak ubrać w słowa pomysły, które pojawiają się w mojej głowie, ale to na szczęście chwilowe. Chyba wyczuwam w powietrzu jakiś przełomowy moment.

Nie sprzedawajmy marzeń! Chyba muszę w przyszłości rozwinąć ten wątek.

 

Przez ostatnie tygodnie czułam się, jakbym przechodziła blokadę twórczą. Okropne uczucie. Nie napisałam nic, ani linijki – nawet w moim małym prywatnym zeszyciku.

 

 

 

 

Podsumowanie #2017

Dziś żegnamy 2017 rok z myślą, że nadchodzący będzie lepszy!

Od ostatniego posta minął ponad miesiąc. Taka przerwa była bardzo potrzebna. W sumie grudzień był czasem podsumowań harcersko – życiowo – blogowych.

Ułożyłam roczny plan wpisów.

Podjęłam kilka ważnych decyzji.

Pierwszy raz w życiu wypisałam na kartce swoje postanowienia noworoczne! Chociaż w sumie… nie nazwała bym ich „postanowieniami”. Przypomina to bardziej plan, co chciała bym w tym roku zrobić/dokończyć, jak chcę działać.

Jedne z ważniejszych:

  • zamknąć próbę na Harcerkę Rzeczpospolitej, da się zrobić tylko chyba musiała bym zmienić jedno zadanie. Chyba od miesiąca szukam jakiegoś zamiennika żeby nie pisać do opiekunki próby bez propozycji zamiennika.
  • Po wakacjach (może wcześniej) otworzyć próbę podharcmistrzowską – oczywiście najpierw muszę znaleźć opiekuna!
  • Ułożony plan wpisów (wspomniany wcześniej), na aż 53. tygodni!
  • Zdać sesję w pierwszym terminie. (To takie moje malutkie marzenie.)

Zaznaczam, że wszystkie postanowienia wypisane w moim „magicznym” zeszycie są wykonalne, a ich zrealizowanie może jedynie zależeć od okoliczności jakie nadchodzący rok przyniesie.

Iść do przodu, nie oglądając się za siebie.

Szczęśliwego Nowego Roku!

***

Jest dobrze, a mój przyboczny w końcu jest pełnoprawnym wędrownikiem! Chwalę się tym na cały świat, niech wiedzą wszyscy!

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

Do zobaczenia wkrótce!

.

.

.

 

W nowym wydaniu?

 

Plan długoterminowy.

Pierwotna myśl umknęła. Wraz z zaśnięciem.

Odsypianiem.

Oj, jak chciała bym odnaleźć pierwotny sens.

***

Chyba chodziło o odnalezienie sensu, motywację i plan długoterminowy.

O to, że praca z wędrownikami to jest to, chociaż jak wiadomo – nie zawsze jest kolorowo.

W sumie  Takie potwierdzenie dla samej siebie.

Ostatecznie, w stu procentach bo wcześniej nie pozwalałam tej myśli zagościć w mojej głowie na stałe.

Chociaż już przy zamykaniu próby przewodnikowskiej o tym mówiłam. Mam nawet na to świadków.

Mniej więcej 9 dni temu minęły trzy lata, zaczął się czwarty rok i nadal mam wrażenie, że jest tak samo ciężko jak na początku. A może faktycznie tak jest? Żałuję jedynie, że na wtedy nie wiedziałam tyle ile wiem teraz – start był by o wiele lepszy i podejście trochę inne. Tak to jest gdy zostaje się z czymś samemu zaczynając, gdy wymaga się nie możliwych do wykonania rzeczy od początkującego i jedyne co najbliższe środowisko potrafi to rzucać kłody pod nogi. Nic innego wówczas nie pozostało, jak nauka na własnych (no niestety) błędach i dążenie do ustalonych celów.

Nigdy nie pozwolę, aby mój następca w drużynie miał taki sam, tragiczny początek jak ja. Zawsze będę służyła radą i pomocą.

 

Może by tak pojechać do Afryki i zostać skamieliną?

Po jednym z ubiegłotygodniowych wykładów znalazłam swój życiowy cel. Jestem z niego dumna: pojadę do Afryki i po śmierci zostanę skamieliną. Oczywiście jeżeli stwierdzę: „Tak to jest chyba ten moment, niedługo umrę. Tyle już w życiu osiągnęłam.”

Wsiądę w samolot, polecę do Afryki i ukryję się na jakiejś pustyni czy coś…

… to idealne powietrze.

Kostki kosteczki. Skamieliny.

W sumie nie jest to całkiem zły pomysł.

Może nie koniecznie od razu umierać i zostawać skamieliną, ale jakiś mały światowy trip?

Skoro mowa o podróżach…

Dzisiaj w końcu skończyłam czytać książkę archeologa i filologa Jacka Meuszyńskiego pt. „Odkrywanie Mezopotamii” z 1977 roku. Bardzo kusząca wydała mi się podróż w tamtym kierunku. Sam autor, zachęca nas w ostatnim rozdziale do wyruszenia w podróż życia. Nawet dowiadujemy się jak dojechać!

Zmotoryzowani czy niezmotoryzowani? Oto jest pytanie.

Ok.

Może i od roku wydania owej książki dzieli nas już jakieś 40 lat, ale jak by tak wyjątkowo zamiast uciekać przed problemami w Bieszczady uciec do Mezopotamii?

Ewentualnie do Afryki, ale to dopiero przed sesją – wtedy pustynia może się przydać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gaudeamus igitur.

Słowem wstępu:

Gaudeamus igitur (łac. Radujmy się więc) to studencka pieśń hymniczna śpiewana podczas uroczystości akademickich (takich jak na przykład inauguracja roku akademickiego), a pierwotnie podczas nieoficjalnych spotkań studenckich. Pieśń powstała najprawdopodobniej w XIII / XIV wieku, w środowisku studenckim Heidelbergu lub Sorbony. Istnieje wiele wersji pieśni, jedna z nich (wersja w języku łacińskim) została spisana w 1781 roku przez Christiana Wilhelma Kindlebena. Melodia pochodzi z 1717 roku i oparta jest na pieśni Johanna Christiana Güntera Brüder, lasst uns lustig sein („Bracia, weselmy się”).

Gaudeamus igitur
iuvenes dum sumus,
gaudeamus igitur,
iuvenes dum sumus!
Post iucundam iuventutem,
post molestam senectutem
nos habebit humus,
nos habebit humus.

Vivat Academia,
vivant Professores,
vivat Academia,
vivant Professores,
vivat membrum quodlibet,
vivant membra quaelibet,
semper sint in flore,
semper sint in flore!

(…)

Gdy w piątek usłyszałam Gaudeamus igitur podczas inauguracji roku akademickiego dla studentów pierwszego roku Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, przypomniało mi się gdy śpiewałam to razem z chórem w liceum – piękne wspomnienia. Było to tak nie dawno, a wydaje się jak by minęły wieki. Liceum to jak na razie okres życia, który wspominam najlepiej. Zobaczę jak za kilka lat wspominała będę czas życia studenckiego.

Zasmuciło mnie to, że tak mało osób próbowało zaśpiewać to podczas inauguracji, praktycznie słyszałam tylko mruczenia pod nosem. Z pewnością miała na to wpływ wcześniejsza nie znajomość hymnu studenckiego, przecież mało kto mógł mieć z nią do czynienia przed rozpoczęciem nauki na Wyższej Uczelni.

***

Przypominam, że nadal trwa zbiórka na projekt filmowy N.O.I.R, bardzo zachęcam do wsparcia młodego artysty! Do końca zbiórki zostały dwadzieścia-dwa dni.

? + N.O.I.R 

N.O.I.R

***

Boicie się zmian? 

Ja czasami się boję. 

Prawie pół roku monotonii – może dobić człowieka. 

Teraz czekają mnie zmiany.

Ich boję się częściowo.

Wiem co chcę robić.

Co mam jeszcze do zrobienia. 

Brak odpoczynku.

A do tego. 

Złośliwość rzeczy martwych. 

***

„N.O.I.R; Gangsterzy, dym papierosa, piękne kobiety, podejrzane miejsca.”

5 września ruszyła zbiórka na kolejny, już drugi, projekt produkcji filmowej Fenrir FilmArt! Szczegóły dotyczące projektu znajdziecie klikając w podany link:   N.O.I.R. Liczymy gorąco na wasze wsparcie! 🙂

 

Początek współpracy.

Pięknie i oficjalnie, rozpoczynam swoją współpracę z produkcją filmową „Fenrir Filmart”.

 

Kocham muzykę, kocham  literaturę,

Kocham fotografię i film też jest bliski memu sercu.

Italia. Turystyka. Historia.

Harcerstwo to część życia.

 

Do podjęcia współpracy i przyjęcia propozycji samego założyciela produkcji, skłoniła mnie możliwość poszerzenia horyzontów artystycznych.

Wyczuwam bardzo ciekawe projekty filmowe, a wy?

Marzę o tym by za jakiś czas móc stworzyć fotorelację z planu. Napisać post pełen emocji.

Pas­je to coś co się kocha, a nie to czym się zajmujesz. 

Wielkimi krokami zbliża się zbiórka mająca na celu stworzenie możliwości zrealizowania projektu filmu w stylu noir/ gangsterskim. Sama jestem bardzo ciekawa dokładniejszych szczegółów.

Stwórzmy możliwości!

 

 

 

 

 

To może być coś wielkiego.

Współtwórzmy to wspólnie.

 

 

 

A tu wszystko pozostanie na swoim miejscu.

 

 

 

Nadzieja?

Były dwie siostry: Noc i Śmierć,

Śmierć większa, a Noc mniejsza,

Noc była piękna jak sen a Śmierć,

Śmierć była jeszcze piękniejsza

Konstanty Ildefons Gałczyński

 

Od kilku tygodni szukałam odpowiednich słów, aby wrazić myśli towarzyszące mi na co dzień. Zwykle nie miałam z tym problemu, chociaż ostatnimi czasy coś mnie blokuje.

Nastąpił moment kumulujący wszystkie myśli. Podsumowujący je, więc to dopiero początek.

Uświadomiłam sobie kogo i czego brakowało w moim życiu. Wystarczyło jedno wydarzenie po którym, nadal nie mogę się otrząsnąć. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą, a do tego jeszcze ta deszczowo-depresyjna pogoda…

Jedna zapomniana rzecz, która tyle mogła zmienić.

Prawie dwa i pół roku.

Może jest jeszcze nadzieja?

.

.

.

.

Będzie dobrze.

MUSI.