TY.

Już.

Teraz.

Natychmiast.

Masz się pojawić.

Tak, Ty…

Są dwa „Ty”:

Mowa w pierwszej kolejności natchnieniu, które pojawia się tylko wtedy, gdy akurat nie ma pod ręką nic do pisania.

Mogę również wzywać w tym momencie jakiegoś fajnego faceta, miłość życia. Takie tam. Bo ile można czekać? Przecież planuję młodo umrzeć, nie zostało mi za dużo czasu. Samotność dobija.

Nic nie ma na już.

Nic nie ma na teraz.

Nic nie ma natychmiast.

Nic nie musi się pojawiać.

Ale…

Wiesz co?

(Mówię do drugiego „TY”, bo o natchnienie się nie martwię, ono przynajmniej jest.)

Halo, halo!

Przecież wiem, że jesteś tam i mnie słyszysz.

Dla mnie mógł byś się pojawić. Nic ci to nie szkodzi.

Wierzę mojej wrodzonej, niezaprzeczalnie działającej intuicji, która mówi: „on tam jest”.

Sprawa rozwiązana (prawie).

Wiem, że istniejesz i niedaleka przyszłość sprowadzi nas na tą samą ścieżkę!

Muzyka nas połączy.

Taka tam wspólna pasja.

Tak, to co napisałam nie ma sensu…

… JESZCZE!

Marzenia są do spełnienia…

…uczę się wiary w to stwierdzenie.